Czy warto było szaleć tak, aż do… długu?

Pracujesz, zarabiasz, a mimo to nie starcza ci na rachunki lub pod koniec miesiąca w portfelu zostaje parę groszy?

Warto się wtedy zastanowić, jak Agnieszka Chylińska, czy warto było szaleć tak, przez całe życie?

Geneza

Każdy dług ma swoją przyczynę. Często nie jest łatwo dojść do tego, co spowodowało, że firma obecnie ma kłopoty finansowe albo jakie wydarzenie wpędziło je w kłopoty. W swojej pracy bardzo często słyszę, że to przez nieudaną inwestycję czy też nieuczciwego kontrahenta. Jednak przy głębszym przyjrzeniu się sprawy, okazuje się, że ta wielka inwestycja miała być deską ratunku dla firmy, a współpraca z tym kontrahentem – szansą na odbicie się od dna. Czyli problemy firma miała już wcześniej. Ryzyko, które w tych przypadkach się nie opłaciło, to nie była więc zwykła, biznesowa decyzja, a szukanie rozwiązania kłopotów finansowych.

Granice

Człowiek sam sobie wyznacza granice, także te finansowe. Nikt nie lubi mieć długów, ale gdy te się pojawią, zaczyna się kombinowanie, jak szybko się ich pozbyć, co często prowadzi do przekraczania kolejnych granic. Pamiętam pewnego pana, który na początku swojej drogi biznesowej obiecał sobie, że nigdy nie weźmie kredytu na firmę, że wszystko będzie robił z własnych środków. Jednak widząc, że biznes nie rozwija się tak dynamicznie, jak u konkurencji, poszedł w końcu do banku. Potem obiecał sobie, że to ten jeden, jedyny raz… Jednak skoro raz się udało, a dzięki środkom z kredytu jego forma zrobiła krok do przodu… Zresztą wiecie Państwo sami…

The sky ‚s the limit

Osoby prywatne robią tak samo. Gdy nie starcza pieniędzy, idziemy do banku, a gdy już nasza zdolność kredytowa jest niewystarczająca – są pożyczki pozabankowe, chwilówki, które bierzemy, mimo że wiemy, na jaki są procent. Nasz próg akceptacji ryzyka się obniża – od poziomu „nigdy żadnego kredytu”, po poszukiwanie finansowania z firm, które na swojej stronie internetowej nie mają nawet adresu i numeru KRS. Skoro dają, to bierzemy. „The sky ‚s the limit”.

Terapia

Trudno jest przerwać ten zaklęty krąg przekraczania własnych granic. Choćby dlatego, że ludzie wolą znaleźć kolejną pożyczkę czy kredyt, niż zacząć negocjacje z obecnym wierzycielem. Bardziej boimy się przyznać do porażki, że mamy coraz większe problemy z regulowaniem długów, niż zaryzykować i wziąć pieniądze z niepewnego źródła. Jednak zawsze pierwszym krokiem do wyjścia z kłopotów jest przyjęcie ich do wiadomości. Podobnie jest przy leczeniu uzależnień – by się ich pozbyć, koniecznie trzeba najpierw przed samym sobą przyznać, że jest się uzależnionym, a w dalszej kolejności – zwrócić się do specjalistów o pomoc. Ta pomoc nie przychodzi od razu, trzeba poczekać na miejsce w specjalistycznym ośrodku, sama terapia też nie trwa dzień czy dwa. I jeszcze jedna ważna rzecz – sukces terapii w dużej mierze zależy od samego leczonego.

Gdzie szukać pomocy

Jeśli choć raz przekroczyliśmy swoje granice akceptacji ryzyka finansowego, to musimy postawić sobie kolejną: żadnego pożyczania pieniędzy. Niczym alkoholik – nigdy więcej alkoholu, nawet jednego drinka czy puszki piwa. Pojawiają się już spotkania anonimowych dłużników. Niestety, niektóre z nich nie działają jak kluby AA. Na takich spotkaniach można się dowiedzieć, że nie warto rozmawiać z windykatorem, są porady jak ukryć majątek przed komornikiem. To do niczego nie prowadzi. Są jednak już kluby, które pomagają napisać pismo do wierzyciela o ugodę, dają możliwość bezpłatnej konsultacji z prawnikiem, podpowiadają jak rozmawiać z wierzycielem, by wynegocjować możliwe do spłaty raty.

A odpowiadając na pytanie z początku: czy warto było szaleć tak, aż do bólu? Nie, nigdy nie warto. Osoby z którymi rozmawiam bardzo często mówią, że gdyby wiedzieli, że będzie bolało, nie szaleli by aż tak. W takim razie mówię: przekraczanie swoich granic finansowych boli. Niekiedy bardzo mocno.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *